• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Przemyślenia nocą - autor Nocny Marek

W moim życiu natykam się na myśli - wypowiedziane, pokazane, wyśpiewane, wyszeptane i wykrzyczane. Z plątaniny tych luźnych końców próbuję wykuć mądrość i wiedzę, wciąż potykając się o nowe przeszkody tylko po to, aby okryć następnego dnia jak niewiele wiem. Mimo wszystko chce uporządkować te luźne końce i nadać myślom obecnym w każdej formie, jakiś kształt. Chyba każdy z nas chciałby znać odpowiedzi na wszystkie pytania, prawda?

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Kwiecień 2016
  • Luty 2016
  • Styczeń 2016
  • Listopad 2015
  • Październik 2015
  • Wrzesień 2015
  • Sierpień 2015
  • Lipiec 2015
  • Czerwiec 2015
  • Maj 2015
  • Kwiecień 2015
  • Marzec 2015
  • Luty 2015
  • Styczeń 2015
  • Grudzień 2014
  • Październik 2014
  • Wrzesień 2014
  • Sierpień 2014
  • Lipiec 2014
  • Czerwiec 2014
  • Maj 2014

Archiwum wrzesień 2014

Seks, przemoc i anonimowość

     Wpajano nam przez lata, zwłaszcza w erze VHS, że filmy dla dorosłych albo te epatujące przemocą, źle wpływają na rozwój dziecka. Jednostka poddana obrazom nasączonym nagością, seksem i bijatykami miała w dorosłości być źle wychowana, pozbawiona odruchów ludzkich, mieć zaburzenia komunikacji z otoczeniem i problemy w łóżku z partnerkami.

 

     Obrazek dość smutny nakreślano odkąd świerszczyki, a potem zdarte kasety magnetowidowe wędrowały z rąk do rąk na osiedlach całego kraju. Patrząc z perspektywy czasu, już jako mocno dorosły osobnik, stwierdzam całkiem pozytywny wpływ tamtych czasów na moje życie obecne i otoczenia, czyli znajomych poddanych takiemu „drastycznemu wychowaniu”. Przemoc w filmach zawsze wiązała się z jakimś przekazem, fabułą w której bohater lub bohaterowie, czy ci negatywni czy pozytywni, kierowali się przez czas trwania seansu, nic nie było w tych historiach pozbawione sensu (w szerszym zakresie), za każdą zbrodnią czy krzywdą czaiły się emocje, tak przed, w trakcie, jak i po wszystkim. Nawet filmy gangsterskie miały swoiste zasady, z których ulica czerpała garściami, zaś osobnik je naśladujący stawiał sobie poprzeczkę dosyć wysoko w swoim zachowaniu.

 

     Porno, czyli seks, będący domeną zainteresowania mężczyzn, oscylował wokół krótkich scen fellatio, zabaw grupowych i choć fabuły schodziły na daleki plan, wszystko pozostawało w sferze marzeń faceta, który z czasem doczekał się ich spełnienia lub nie.

 

     Internet zachwiał tę doskonałą równowagę, i idąc w sukurs opiniom z dawnych lat, stworzył wylęgarnię patologii, nad którą nie ma kontroli. Anonimowość dwustronna, stanowiąca codzienność życia internauty pozbawia oglądającego porno lub przemoc istoty sprawy – sensu, fabuły.

 

     Ostatnio widziałem codzienny widok na osiedlu; grupka dzieciaków w wieku około siedmiu lat, trzymając jeden tablet ogląda walki w klatce prezentowane przez popularny serwis filmowy. W trakcie oglądania, żywo komentowali wydarzenia, i nie padały tam nazwiska czy pseudonimy walczących postaci, a jedynie wulgaryzmy określające ciosy (ale mu, kurwa, zajebał! – to ich ulubione określenie). Nie interesowało ich nic innego jak przemoc – czysta, wyekstrahowana z tła przemoc, gdzie anonimowe ludki zadają sobie ból, a młodzi chcą to naśladować, nie rozumiejąc nic poza tym, że wygrywający (jebany, mocny jest – kolejny komentarz) masakruje do krwi przeciwnika, innego ludka bez nazwiska, historii, życia (cwela pierdolonego). Anonimowość z jednej strony pozwala na oglądanie takich treści, z drugiej sprawia, że anonimowi oglądają anonimowych, nieistniejących poza sferą wyświetlacza ludzi. Ból, cierpienie, empatia też przestają istnieć – jest treść bez fabuły. Dzieci poddane działaniu takich filmów chętnie odtwarzają je na żywo, wypłukując własne emocje, których nie nauczyli się odczuwać a jeśli nawet, nie rozumieją ich, nie rozumieją drugiego człowieka, i kiedy tworzą własne kręgi przemocy, druga strona jest tak samo anonimowa na żywo, jak postaci z Internetu.

 

     Seks z kolei osiągnął poziom zeszmacenia, w którym młodzież i nastolatkowie, kupczą nim własne wartości. Stosunek analny stał się nowym francuskim pocałunkiem, zrobienie fellatio chłopakowi na dyskotece jest jak podanie ręki, a gwiazdy porno stają się inspiracją dla przyszłych kobiet, wyznaczając im drogę do sukcesu w stadzie. Tutaj także dominuje anonimowość – bez trudu każdy znajdzie prywatne fotki młodych dziewczyn prezentujące swoje ciało, często jeszcze pozbawione wdzięków, za doładowania karty telefonicznej, wykupienie abonamentu w jakimś serwisie, albo postawienie drinka wieczorem w klubie. Robią to, bo są anonimowe – nie tylko nie mówi się otwarcie o porno w towarzystwie, ale zdjęcia nagich lasek to tylko ludziki, bez życia, bez fabuły – one kopiują ten styl, a wymagający chłopcy, którzy marzenia wyniesione z porno przenoszą na codzienność, widząc do czego dziewczyny są zdolne (jak my kiedyś – z tym, że nas kobiety ograniczały – teraz one są podstawą do roszczeń. Nie puści się – nie jest warta zainteresowania).

 

     Dwudziesty pierwszy wiek będzie wyzwaniem dla każdego kraju rozwiniętego technologicznie, ponieważ przyjdzie taki dzień, że trzeba będzie zapytać: czy lepiej jest zapobiegać i blokować całkowicie treści, wprowadzając elektroniczny dowód połączony z kontem internetowym, czy lepiej wydawać pieniądze na usuwanie skutków, których efekty zaczynami widzieć na co dzień – przemoc wymknęła się z domu, dzieciarnia organizuje ustawki, młody człowiek z łatwością sięga po nóż i kij, jeśli pięści zawodzą. Dziewczęta przyciągają nagością i łatwym seksem – a wszystko to jest tematem tabu dla osób nie będących w temacie „imprez”, które teraz młodzież organizuje.

22 września 2014   Dodaj komentarz
seks   przemoc   anonimowość   młodzi i seks  

Jesteś chory!

     Przekaz o tej treści płynie z ekranu w każdej przerwie reklamowej, zaś samych reklam tabletek, maści, syropów i suplementów jest taka ogromna ilość, że biorąc na każde „schorzenie” jeden specyfik dziennie, musiałbyś mieć trzydzieści opakowań w swojej szufladzie. Reklamodawcy – koncerny farmaceutyczne – prześcigają się w pomysłach na udowodnienie (naukowo – przypis na dole każdej reklamy lub broszury) co do konieczności zażycia danego preparatu.

 

     Młode kobiety reklamują krem na zmarszczki, czterdziestolatek koniecznie ma problemy z potencją, co czwarta kobieta infekcje grzybicze pochwy, prawie połowa polaków ma zakwaszony organizm, a paracetamol i ibuprofen są doskonałe dla dzieci. Nie trzeba też specjalnie przekonywać o najlepszym naturalnym magnezie w tabletce, który zaspokoi wszystkie potrzeby organizmu. Patrząc na przekrój tych piguł – konieczność jedzenia spada na daleki plan.

 

     Razi mnie, jak mocno trzyma się zgraja koncernowa, która wykupiła sobie chyba połowę kieszeni ludzi od etyki i zdrowia, i pozwalają im na szerokie reklamowanie środków, które równie mocno szkodzą, jak alkohol – jeśli są dawkowane w złych ilościach. Polacy w tym względzie mają identyczne problemy, jak Amerykanie czy Anglicy – bierzemy prochy na wszystko, co wydaje się groźne – a groźne w reklamie jest dosłownie wszystko. Ustawy, co wiadome, nikt nie zmieni i choć był projekt, aby zakazano reklamowania leków (podobnie jak wódki czy wyrobów tytoniowych), sprawa ucichła równie szybko, jak wyszła na jaw.

 

     Nakręcanie reklamą leków  tworzy w większości ludzi odruch obronny i buduje potrzebę polepszenia jakości swojego życia – skoro jedna tabletka dziennie, już po tygodniu, sprawi cuda, dlaczego nie spróbować? Czy to jest groźne? Tak. Nie tylko buduje świadomość tego, że każda pierdoła urasta do rangi choroby, ale tworzy w nas poczucie zaniedbania, uczy nawyku zażywania piguły, zamiast zdrowego odżywiania się, a przecież to pokarm przyjmowany na co dzień wpływa najbardziej na nasze zdrowie i samopoczucie. Czyżby zdrowa żywność nie sprzedawała się tak dobrze, jak leki?

 

     Rynek farmaceutyczny, zwłaszcza w Polsce, gdzie sprzedaż leków jest odciążana brakiem wymogów recept, jest najdroższym rynkiem w Europie. Jeśli nic to wam nie mówi,  niech wystarczy taki przykład: koncerny są wstanie finansować niemal wszystko, byleby dotrzeć do pacjenta a lekarz w danej klinice polecał ich lek. Można powiedzieć, że mają wszystko w kieszeni. Problemem większym jest brak tabu dla reklam, zwłaszcza jeśli chodzi o suplementy związane z seksualnością; może nie zdziwić pytanie dziecka, które ujrzy reklamę środka na potencję w trakcie śniadania: „co to jest stosunek seksualny?”.

 

     Zafałszowany obraz z reklam realnie wpływa na człowieka – z jednej strony tworzy popyt, aby natychmiast zaspokoić go odpowiednią podażą. Manipulacja sięga artykułów sponsorowanych, które często poprzedzają kampanie reklamowe – naukowcy, lekarze i specjaliści w prasie przekonują o powikłaniach, a niedługo potem wychodzi jakiś cudowny suplement na te właśnie schorzenie. Jest to manipulacja pełną gębą i śmianie się z naszego biednego portfela. Wcale nie potrzeba nam więcej leków, a ich ilość jest zdecydowanie za duża, dostęp za łatwy – na większość „chorób”, które mamy, czy to nadwaga, czy zakwaszenie, czy stres, najlepszym środkiem jest ruch i zdrowa dieta. Że jeszcze żaden koncern nie wpadł na stworzenie pigułki regulujące schabowego w zdrową sałatę…

17 września 2014   Dodaj komentarz
suplement zdrowia   reklamy leków   lek na wszystko  

Powtarzamy historię

    Jest takie coś w naszym kraju, co powoduje że z chęcią i czasem z przymusu sięgamy do historii, aby uczcić nasze sukcesy. Dzięki temu – albo przez to – mamy w kraju setki pomników, setki dat do wspomnienia, tysiące bohaterów. Uczono nas, jak bardzo tamte czasy były ważne, i jak wpłynęły na naszą teraźniejszość. Sceptycy nazywają to martyrologią. I mają rację.

 

    Kilka dni temu obchodziliśmy siedemdziesiątą piątą rocznicę wybuchu Drugiej Wojny Światowej, przytaczano w prasie i telewizji bohaterskie postawy, ducha walki, patriotyzm oraz inne takie, które wedle redaktorów i nauczycieli są godne rozpamiętania. Owszem, dobrej postawy nie brakowało Polakom, ale dominowała ta, która skłaniała ludzi do kapitulacji, ucieczki, internowania. Decyzji złych dla Polaków, uczynionych przez Polaków, jest w tej historii znacznie więcej. I czy nie powinniśmy uczyć się na błędach?!

 

    Błędem istotnym w całej materii jest to, że rozpamiętujemy słabe sukcesy (o tych największych mówi się mało albo wcale), a pomijamy porażki, które były zaczynem katastrof kształtującym teraźniejszość. I przyszłość.

 

    Kiedy pisałem „W Polsce nigdy nie będzie dobrze, bo gdyby miało, to już by było”, miałem na myśli historię właśnie, tę naszą niedobrą, który pisali nasi przodkowi, a my – w ich imię, bo to przecież NASZA KREW – powtarzamy, czyniąc te same błędy, bo rozmowa o nich kończy się awanturą przy rodzinnym stole, ponieważ książki milczą, autorzy boją się wychylić głowę, bo każda krytyka jest atakiem na wolność i prawdę.

 

    Powtarzamy od lat sprzedajność i układowość, a frustracja spowodowana brakiem sukcesów gospodarczych, wojskowych czy w sztuce, powoduje w Polakach jeszcze większą złość „bo kiedyś było lepiej”. Otóż, nie, nie było – wmawiają nam to historycy, nauczyciele, rodzina – nigdy nie było lepiej, zawsze było nijako. Od pierwszych rozbiorów miejsce Polski zostało ustalone, ponieważ przodkowie dali sobie je wskazać, i do teraz stoimy i stać będziemy w z góry ustalonym szeregu jak ludzie bez zasad, bez własności.

 

    Zasady, o których piszę, to etos utrzymany w krajach stojących wyżej w hierarchii gospodarczej i militarnej, a którego w Polakach od zawsze brakowało. I kłamstwem karmią nas, kiedy piszą i wmawiają, jak to ongiś było wspaniale. Jednostkowe sukcesy zamieniają w grupowe triumfy, pojedyncze wygrane bitwy w masowe zwycięstwa armii. I co z tego, że Polacy doszli do Moskwy? Kiedy to było? Były w historii epizody wielkie, ale dlaczego mają one przysłaniać porażki w taki sposób, abyśmy nie potrafili wyciągać wniosków?

 

    Z tego samego powodu, przez który we wrześniu dwutysięcznego czternastego roku patrzymy w telewizor i widzimy wojnę na Ukrainie. Wojnę bez nazwy, ponieważ wciąż boimy określić się mianem „słabych” – tak właśnie brzmiałby aktualny, realny status naszego kraju. Myślę, że większość Polaków zdaje sobie z tego sprawę, zawsze zdawała z „nijakości” nas ogarniającej. Za trzydzieści lat wnuki nasze będą uczyć się nowej historii, powtarzając to, co my już znamy, a nagłówki w ipadach będą grzmieć „Polska stanowczo zareagowała na agresję Rosji!”. W dopisku powinno się znaleźć: jeden nie wypił rosyjskiej wódki, drugi zjadł trzy jabłka.

 

    Dobrze jednak się dzieje – być, może, a to tylko gdybanie, większość otworzy oczy i zrozumie, że jesteśmy przeciętni, słabi, zakłamani, ponieważ wszystkim to odpowiada i pasuje. Jeśli już zaakceptujemy ten stan rzeczy, będzie to największe osiągnięcie – poznamy własną, realną, wartość – a to jest doskonałą baza, aby napisać NOWĄ historię, otworzyć się na prawdziwe sukcesy, zamiast powtarzać w kółko, to co już było .

04 września 2014   Komentarze (1)
kłamstwa w historii   przeciętny polak  
Nocnymarek | Blogi