Śmieci na wagę złota
Jakieś 20 lat temu na terenie całego kraju pojawiły się śmietniki-ufo, w czterech kolorach i o dziwacznie obłych kształtach, zaś w szkołach przeprowadzano pierwszą w Polsce kampanię dotyczącą segregacji, z której dzieci mogły się dowiedzieć do czego służą kopułkowate pojemniki. Taki „zestaw” przypadał zazwyczaj na jedno osiedle i dość wolno się zapełniał, ale nie było też potrzeby segregować odpadków, ponieważ ani rząd tego nie wymagał, ani nie istniała większa świadomość społeczeństwa dotycząca korzyści z segregacji.
W tamtym roku szturmem zdobyto miasta, ustawiając co sto metrów nowe zestawy, a ich istnienie usankcjonowała nowa „Ustawa Śmieciowa”, która zachęcała obywateli do segregacji śmieci. I jeśli komukolwiek przyszło do głowy, że to dla naszego dobra, mylił się. Jeśli zaś nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze!
Nikt z osób przygotowujących ustawę nie zadbał (bo i po co!) o przebadania nawyków obywateli dotyczącej segregacji odpadków, nie zbadał też możliwości firm transportujących te odpady, nie sprawdził czy firmy dostarczające pojemniki posiadają ich odpowiednie ilości i nie obliczył (dla dobra wszystkich!!!), ile operacja będzie kosztować. Wyszło jak zawsze w naszym nędznym kraju, że stracili obywatele i to dużo. I, niestety, środowisko naturalne też.
Wydrukowanie pięciostronicowych kart dostarczanych do każdego gospodarstwa zużyło ponad 20 milionów stron papieru A4, obsługa całej operacji wymagała masę urzędniczej pracy, firmy prywatne zaczęły sprzedawać 30 razy więcej kontenerów niż przed wprowadzeniem ustawy, więc… wszyscy zarobili, a obywatel stracił. No dobra, skoro już tak wzbogacili się, bo rząd nakazał, to może chociaż natura zyskała? A gdzież tam!
Segregacja przebiega tak, że strach pomyśleć o przeciętnej inteligencji Polaka (który chętnie śmieje się z Amerykanów czy tam Rosjan), bo taki Polak nawet nie potrafi rozdzielić butelek, że o plastikach nie wspomnę, a odpadki bio stanowią poprzeczkę nie do pokonania! Wszystko ląduje razem; butelki w workach plastikowych, opakowania kartonowe z resztkami jedzenia, do bio wrzuca się… wszystko. Z pomocą do ubijania natury przychodzą firmy transportujące śmiecie – ponieważ nie wyrabiają się z transportowaniem posegregowanych odpadów, biorą często do jednej śmieciarki co się nawinie, dlatego widok ładowanego szkła i plastików albo pozostałości w jeden kubeł wcale nie dziwi.
Zyskał… jak zawsze… nasz głupi rząd. Po prostu wycackał ile się dało! Opłaty za odpady wzrosły dwukrotnie (zakładając, że gospodarstwo zadeklarowało segregację), tyle, że teraz wlicza się każdą osobę zamieszkałą, więc czteroosobowa rodzina, która płaciła przed wprowadzeniem ustawy przykładowe 13 zł, teraz płaci 52!
Ustawa, paradoksalnie, najlepiej wpłynęła na bezdomnych trudniących się zbieraniem metali i aluminium, ponieważ poprzez niezliczoną ilość pojemników z tymi odpadami, mają skąd brać swój urobek. Proceder rozwinął się do tego stopnia, iż nie dziwi podjeżdżający pod kontener samochód, wyskakuje drużyna, ogołoci co się da i znikają bez śladu.
Jak zawsze można zrobić złoty biznes nawet na śmieciach, wmawiając nam że do dla naszego dobra, ale w łańcuchu finansowym nasze dobra są zawsze na szarym końcu, nawet mniej warte niż śmieci.