Papierowa demokracja
W skrócie, demokracja to ustrój, w którym grupa ludzi wybrana przez ludność kieruje krajem zgodnie z oczekiwaniami wyborców. Teoretycznie. W Polsce narodziła się nowa demokracja papierowa. Nie dość, że rząd uznaje wybory przy frekwencji poniżej 20%, gdzie ludność dobitnie pokazuje że nie jest zainteresowana żadną z ofert, to kpi sobie z narodu uznając wyniki, co do których wątpliwości ma chyba każdy Polak z odrobiną oleju w głowie.
To stanowi jednak mniejszy problem niż stan faktyczny Papierowej Demokracji. A rozchodzi się o to, że pod płaszczem obietnic wysypywanych niczym prezenty Mikołaja z magicznego worka, kryje się smutna prawda o „świniach i korycie”. Kiedy myślę o demokracji i rządzących za granicą, mam obraz ludzi dbających o państwo, reagujących na problemy, dbających o budżet. Najlepszym przykładem budującym ten obraz jest Japonia, gdzie honor i ojczyzna nie są hasłami wyborczymi a priorytetem ponad wszelką jednostkę. Nasi politycy (ze wstrętem używam tego słowa) robią wszystko… dla siebie. Z państwa zrobili dojną krowę, z budżetu koryto, z sejmu prywatny folwark.
Demokracja, na którą się powołują, istnieje tylko po to aby trwali tam, gdzie ich przyspawano. Nie ma roku w Polsce bez afer. Nie ma dziedziny z życia publicznego włodarzy i osób na stanowiskach państwowych, czy to w polityce czy w firmie, czy tez w sporcie, w której nie byłoby jakiegoś przekrętu. W tym roku dowiedzieliśmy się o oszustwach na podróżach rządowych, o łapówkach w siatkówce, o ustawianiu przetargu w ZUS… ludzie, co jest nie tak z tym krajem?! Uczciwy polityk staje się oksymoronem!
I gdzie w tym wszystkim jest jednostka, obywatel? Czy nie czujecie się stłamszeni, zmuszeni do bytu w warunkach urągających inteligencji? Okłamywani zewsząd, jak nie hasłami wyborczymi to działaniem rządzących na szkodę nas wszystkich. Gdzie nie spojrzeć, tam przekręt. A dowiadujemy się o wszystkim przez pomyłkę; przy okazji „afery madryckiej”, to przypadkowi ludzie nagłośnili sprawę i gdyby nie ten przypadek, pewnie proceder wyłudzania naszej forsy trwałby w nieskończoność. Odnoszę nieodparte wrażenie, że „demokracja” tak naprawdę w Polsce jest nazwą używaną potocznie, a pod nią kryje się komunizm z jedną kliką upchaną dla niepoznaki w kilku partiach – bo nie ważne kto wygra, zawsze mamy to samo.