Drogie drogi na wakacje
Jeszcze w 2006 roku obwieszczano wszem i wobec, że za kilka lat Polak pojedzie ze śląska nad morze tanio i szybko, czy wybierze pociąg PKP, czy własny samochód. Za obietnicami szybkiego przemieszczania się stały Pendolino oraz zmodernizowana, nowoczesna sieć trakcyjna oraz autostrady. Politycy jasno określili cel: brak utrudnień w tej materii, czysta przyjemność podróżowania.
Właśnie wtedy trafiłem na wyliczenia, których autor udowadniał, że te obietnice nie mogą zostać spełnione, ponieważ – jak głosił – Polska gospodarka straci setki milionów złotych nawet przy dwukrotnie wyższych cenach za bilety kolejowe oraz za paliwo. Przyjrzałem się sytuacji w tym roku bliżej, aby jasno i bez kłamstw zdemaskować jeden z większych przekrętów, i wcale nie jest to wydumana teoria spiskowa. Ot co, kolejny skok na kasę. Naszą kasę.
Jedziemy z Krakowa do Gdańska. Jest piękna pogoda, słońce grzeje, urlop zaklepany. Do wyboru mamy nowoczesną kolej (choć jeszcze bez Pendolino), sieć autostrad i prywatny samochód oraz samolot. Nagle, przy wyliczeniach kosztów podróży i skorelowaniu ich pod pewnym kątem, wyjdzie doskonały poziom, sztucznie utrzymywany przez polityków. Poziom cen, rzecz jasna.
Zacznijmy od czasu i kosztów; Samochodem: około 10 godzin. Pociągiem: około 10 godzin. Samolotem, z dojazdem na lotnisko i z lotniska w miejsce docelowe: 5 godzin.
Cena biletu na pociąg IC wynosi 80zł od osoby. Tę samą trasę samochodem pokonamy za średnią cenę 220zł (zależy od tego, czy samochód jest dieslem czy na benzynę), samolotem, z dojazdem taksówką, koszt wyniesie 400zł.
W tym wyliczeniu widać już pewien wzór, kiedy połączy się to z praktyką podróży, czyli liczbą osób jeżdżących razem na wakacje. O ile koszta samolotu nagle przestają być ważne, gdyż zwyczajnie rosną wprost proporcjonalnie do liczby osób (podobnie jak cena biletu kolejowego), to jednak pierwsze dwa środki transportu niebezpiecznie zbliżają się do tej samej wartości. Odpowiednio 160zł/osobę dla kolei oraz 130zł dla samochodu – jeżeli nad morze jadą dwie osoby. To tylko teoria trasy – teraz dochodzą jeszcze opłaty za autostradę, czyli 24zł na bramkach. I nagle mamy rozbieg w cenach nie większy niż 6 zł.
Po tych wyliczeniach należy bezpośrednio przejść z rachunku ekonomicznego do rachuby komfortu, gdzie czas ma największe znaczenie. Nikt nie chce gnić w samochodzie podczas upału, dlatego pociąg IC wydaje się lepszym rozwiązaniem. Czy tak jest? Nie, ponieważ w obu przypadkach czas przejazdu jest identyczny i kwota taka sama.
I tu zaczyna się Teoria Spiskowa. Rządzącym nie opłaca się zapakować kilku osób w pociąg, ponieważ koszty utrzymania składów są w cenach biletu, dlatego zyski są znikome z tego przedsięwzięcia (większość spółek jest mocno zadłużonych) i należy tak dostosować trasę i komfort, aby ta czwórka pojechała nad morze samochodem. I choć na osobę wychodzi to tanio, w ogólnym rozrachunku liczba samochodów gwarantuje, że ich setka, jadących tą trasą zarobi więcej niż 1 pociąg. Znacznie więcej. W tym celu, aby ludzie wybierali samochód, przekonaniu o lepszych warunkach (i kosztach – choć te są sztucznie utrzymywane), rząd dba o przeładowane składy, przesiadki, wolne tempo jazdy.
Z drugiej strony autostrady mają bramki, kumulujące samochody tak, aby prędkość podróży zmalała (a tym samym wzrosło zużycie paliwa), zaś drogi krajowe zostały obstawione fotoradarami gwarantującymi odpowiednio wolniejszy czas podróży. Połączenie tych trzech elementów zapewnia jeden wynik dla Kowalskiego (pod względem czasu i kosztu), natomiast rządowi dostarcza niesamowitego źródła dochodu, kierując turystę w sidła jednej decyzji pod maską wolnej woli.
Pułapka zastawiona przez władze sprawdza się doskonale. Na potwierdzenie tej teorii rzucę dwa wnioski: jeżeli szybkie koleje są w interesie kraju, dlaczego inwestycje zostały rozłożone na ponad 20 lat?! Przecież – gdyby tak było – żadne środki nie byłyby przeszkodą do osiągnięcia zysków (czas to pieniądz – lepiej zrobić coś szybko, aby dłużej na tym zarabiać), i Pendolino, tak hucznie zapowiadane, trasę pokonywałoby o połowę szybciej, a nie zaledwie o 20% aktualnych wartości. Po drugie, jeżeli autostrady mają zmniejszyć czas podróży (a tym samym zyski z tytuły sprzedaży paliwa), dlaczego wszędzie montują bramki tamujące ruch i zwiększające koszty podróży? Odpowiedź jest prosta: nie można pozbawić się kroci, myto musi być niewidoczne, kolej wolna na tyle, aby była rozpatrywana jako druga opcja podróży, zaś drogi szybkiego ruchu były takie tylko z nazwy.
Starannie opracowany plan do wykiwania Polaków jest realizowany od lat, ot kolejna fałszywka dająca złudzenie inwestycji i rozwoju, po której okazuje się, że znów stoimy w miejscu, bo komuś na górze jest to na rękę.
* - wpis oparty na danych cenowych z dnia 27 lipca 2014, uwzględniając aktualne ceny paliwa i biletów PKP IC, zakładając punkt startu z centrum Krakowa do centrum Gdańska najbardziej optymalną trasą.