Robienie z Polaków idiotów cz. I
Afery taśmowej ciąg dalszy. To, że Polacy karmieni telewizją już dawno zapodziali swój rozum jest naturalnym i prawdziwym stanem rzeczy. To, że przywykliśmy do komfortu z tego wynikającego, zgodnie z zasadą, „skoro mówią, że jest dobrze, to jest”, również mnie nie dziwi – wszak mamy czasy powszechnej akceptacji do zachowań dalece odbiegających od idei fair play (patrz: wcześniejszy tekst). Ale skoro tak wszystko jest okej, to i politycy będą mówić nam, że jest okej. Co więcej, kłamią niczym dziecko żujące czekoladę i idące w zaparte, że to nie ono ją zwinęło.
Mamy trzy fakty dokonane, bezdyskusyjne. Takie, które są, czy tego chcemy czy nie. Fakt pierwszy: nagrani zostali prominentni politycy podczas ustawiania wielu wątków życia społecznego, i rozmowy te były nie tylko poniżej poziomu ludzi przedstawiających państwo, a przede wszystkim brukały przejrzystość świata politycznego (czyli oszukiwali). Po drugie, oburzenie tym większe nagranych panów, ponieważ tłumaczą zajście „sferą prywatną”, a mimo to pobierają rachunek (fakturę) na NBP, czyli w rzeczy samej, w świetle polskich przepisów fiskalnych, spotkanie te było służbowe. Po trzecie; używają wszelkich środków aby pokazać "dobre strony" tych rozmów.
A ja skupię się właśnie na tej fakturze, bo fakt ten doskonale obrazuje trzy etapy zepsucia polskiej klasy (sic!) politycznej i próby zidiocenia do reszty Polaków. Otóż, linią obrony przed nagraniami jest stwierdzenie, iż spotkanie było towarzyskie, a mimo to faktura opiewa na rachunek państwowy. Nagrani panowie twierdzą wprost do kamery „to nie są pieniądze państwowe!”. Czyżby? NBP jest instytucją państwową i dysponuje NASZYMI pieniędzmi. Nawet gdyby ów panowie zapłacili z „własnej” kieszeni, również rachunek pokrylibyśmy my, czyli Ja, Ty, i każdy Polak dobity podatkami.
Czy nie jest to tragicznie śmieszne? Próba wmówienia nam odrębności instytucji państwowej od struktury finansów publicznych jest zamachem na inteligencję obywatela w stopniu co najmniej obelżywym. Co więcej, jest w tym też inny tragizm, czyli wspomniany drugi etap: politycy doczepieni do koryta wypełnionego nieskończoną ilością złotówek opanowali doskonale sztukę lawirowania w kłamstwach, i robią to na bezczelnego, idąc w zaparte w obronie swojej „niewinności”.
Trzeci etap tej afery pokazuje, niestety, dno naszego kraju, na którym zarzucono kotwicę okrętu „Brak postępu” – przy jednym stole banda złodziei, degeneratów, chamów roztrwania nasze pieniądze i kreślą plany, niczym bohaterowie wielkich rozbiorów, co i jak podzielić.
Ale ciemny lud to kupi, a jeśli pojawią się echa oburzenia, albo – co gorsze – ktoś zechce to zmienić – wnet wypłyną nowe afery, przysłaniające to i owo. Bo przecież... Polacy, nic się nie stało!