Dzieci w pracy
Jedną z chorych kończyn Polski próbuje się uleczyć przez upuszczanie krwi. Jest to stara metoda, znana już kilka wieków temu, i nikt nic nowego nie chce zrobić. ZUS – a to jest ta chora kończyna, boryka się z problemami przez upośledzonych mentalnie zarządców, którzy próbują reanimować emerytury Polaków za sprawą złych decyzji. Jedną z takich złych inicjatyw jest przedłużenie wieku emerytalnego do sześćdziesięciu siedmiu lat dla mężczyzn, z drugiej strony kolejnym przerażającym pomysłem, zrealizowanym już, jest wprowadzenie sześciolatków do szkół. Rachunek jest taki; obywatel, mężczyzna, docelowo będzie pracować trzy lata więcej w porównaniu do stanu sprzed nowelizacji ustawy.
Czy sześciolatek nadaje się do szkoły? Wedle promowanych opinii psychologów i pedagogów, uważa że tak. Co ciekawe – manipulacja faktami sprawdza się – a te same grono uczonych uważa, że dzieci nie powinny być poddawane ocenie, gdyż źle one wpływają na motywację i rozwój psychiczny młodej jednostki. Więc posyłamy ich do szkoły wcześniej, patrząc na wiek, aż o trzynaście procent ich dotychczasowego życia!
Dziecko wysłane zawczasu do szkoły, pomijając jakiekolwiek aspekty psychologiczne, staje się siłą roboczą także o rok wcześniej. Czyli może rozpocząć prace i zasilać ZUS aż o rok szybciej, a ponieważ pracuje już dwa lata dłużej, wychodzi na to, że przez całe pracownicze życie zasila tę instytucję o nowe siedem procent czasu pracy. To trochę dużo!
Onegdaj bywało, że dzieci pomagały na roli i była to rzecz naturalna w systemie patriarchalnym pielęgnowanym przez lata. Wydaje się, że powoli rząd wraca do systemu, gdzie dzieci były tanią siłą roboczą – choć pracujący sześciolatek w Chinach budzi wielki sprzeciw niemal każdego środowiska, to nie można zmyć wrażenia, że nauka (a to forma pracy – z tym że nad sobą), stanowi w tych środowiskach wyzwanie godne sześciolatka. Sześciolatek powinien się bawić, edukację przebyć w przedszkolu, i to taką wstępną – czyli to, co działo się przez ostatnie dekady, i sprawdziło się – oceniając po moim pokoleniu chociażby, nagle jest „be!”, i trzeba to zmienić.
A może nieopierzonego małolata wysłać już do pracy? Staż brzmi tutaj najbardziej odpowiednio – nic nie zarabia, uczy się fachu, podnosi kwalifikacje, rozwija – słowem, jest idealnym niewolnikiem z motywacją i batem rządu za plecami. Aż strach pomyśleć, ale taki scenariusz może wkrótce się sprawdzić – nic nie stoi na przeszkodzie aby stopniowo rząd zamieniał dzieci w kolejne kukły zmanipulowane mediami, które czynią z rodziców przedłużenie swojej władczej ręki.
System praktyk, działający od lat, jest jedną z form wyzysku; piętnastolatek w szkole zawodowej wykonuje często podobną ilość pracy jak zwyczajny pracownik, otrzymując za to znacznie mniejsze wynagrodzenie. Jeśli czternastolatek pójdzie do szkoły, jest jeszcze łatwiejszym celem wyzysku i bardziej podatny na manipulacje z powodu braku życiowego doświadczenia. W tej chwili rządzący dążą do tego, aby jak najtańszym kosztem reanimować brak emerytury dla aktualnego pokolenia, i zapewnić minimum egzystencjalne tym, którzy do świadczeń emerytalnych mają całe dekady – zamieniają małe dzieci w uczniów, uczniów przemieniają w pracowników, staruszków zaś w schorowanych roboli umierających na stanowiskach pracy.
Po co ta zabawa? Lepiej od razu wysłać sześciolatka na praktyki, więcej się nauczy, szybciej będzie produkować zysk dla kraju, a rodzice nie muszą się martwić o podręczniki – wszak to praktyka czyni mistrza!
Dodaj komentarz